Rekonwalescencja…

W piątek 14 maja odbyła się operacja usunięcia mięśniaka. Niestety razem z macicą… Na szczęście moje pozytywne nastawienie, optymizm i wsparcie wielu osób spowodowały, że już w poniedziałek wypisali mnie do domu, gdzie od 4 maja działa ekipa na dachu ;-). Skończyli w sobotę. Ponieważ zauważyłam, że jak leżę, to brzuch boli mnie jakby bardziej, więc nie leżę :-). Po lewej pierwszy posiłek, jaki pozwolono mi zjeść po operacji w niedzielę. Po trzech dniach głodówki smakował tak samo wybornie jak to dzisiejsze, domowe 🙂

Przepełnia mnie wdzięczność, radość i miłość do świata i wszystkiego wokół za wszystko dobro, jakiego doświadczam…

Örtudden

Moja przygoda z Örtudden zaczęła się podczas moich szwedzkich wakacji trzy lata temu. Postanowiłam poznać kogoś, kto mieszka w pobliżu, aby pokazał mi okolice 🙂 Na lokalnej stronie fejsbukowej zadałam pytanie i tak poznałam Monikę… Już podczas pierwszej rozmowy przy kawie poczułam, że spotkałam kogoś wyjątkowego i zapragnęłam, żeby nasza znajomość nie skończyła się na tym jednym spotkaniu… Dzisiaj mogę powiedzieć, że to spotkanie zmieniło moje życie… Dzięki Monice odnalazłam swoją pasję- robienie mydeł naturalnych. Oprócz tego zyskałam też prawdziwą przyjaciółkę, która mnie wspiera i zawsze mogę na nią liczyć … Oprócz tego to dzięki niej trafiłam na Klaudię Pingot na YT (ale to osobna historia ;-). Monika od kilkunastu lat mieszka w Szwecji i jej pasją jest robienie naturalnych kosmetyków. Kremy, peelingi, maści, balsamy, mydła, szampony w kostce- asortyment jest bardzo szeroki. Podczas kilku następnych wizyt w Szwecji miałam przyjemność uczestniczyć w wielu etapach pracy. Od zbierania ziół na łące po rozlewanie do buteleczek gotowego serum :-). Dlatego z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że te kosmetyki są rewelacyjne. Robione z pasją, sercem i ogromnym zaangażowaniem. Monika prowadzi stronę na FB. Opisuje tam nie tylko swoje produkty, ale także dzieli się konkretnymi przepisami np. na pyszny i zdrowy sok z kiszonych buraków, herbatkę czeremchową czy naturalny antybiotyk 🙂 Polecam i zapraszam na stronę 🙂 https://www.facebook.com/ortuddennaturalnekosmetyki

Good news… :-)

Byłam dziś u lekarza… Biopsja w porządku, operacja odbędzie się w połowie maja… No i mydło wczoraj zrobiłam po długiej, 48 dniowej przerwie 😉 … Nr 68 🙂 olej kokosowy, łój wołowy, olej lniany, oliwa pomace, macerat z nawłoci na oleju słonecznikowym. Na wodzie po ryżu i occie z płatków róży 🙂 . Pachnące cytryną i pomarańczą. Proste… takie lubię najbardziej … 🙂

Schody…

Od kilku miesięcy źle się czułam… Szybko się męczyłam, nie miałam siły… Zamiast posłuchać mojego ciała wyrzucałam sobie lenistwo. W końcu poszłam do lekarza. Dał skierowanie na morfologię. Wyniki miałam odebrać następnego dnia. Nie zdążyłam… Tego samego dnia, kiedy wychodziłam z pracy zadzwonił lekarz…Natychmiastowe skierowanie do szpitala… Hemoglobina 5, żelazo 7… Wróciłam do domu, spakowałam się i Maciek zawiózł mnie na Izbę Przyjęć. Była środa…W ciągu kilku następnych dni dostałam 3 jednostki krwi (3 razy po 240ml) i trzy kroplówki z żelazem. Zrobili mi gastroskopię, byłam na konsultacji u ginekologa… i szybka diagnoza: duży, 10-centymetrowy mięśniak w macicy. Trzeba go jak najszybciej wyciąć… niestety razem z macicą…. We wtorek wyszłam ze szpitala. Wczoraj byłam u innego ginekologa. Diagnoza się potwierdziła. Ma jedynie wątpliwości, czy tak duży spadek hemoglobiny jest wynikiem tylko i wyłącznie mięśniaka. Zobaczymy po operacji. W poniedziałek mam biopsję. Potem wyznaczenie terminu operacji. Czuję się o wiele lepiej. Zwolnienie do końca przyszłego tygodnia. Mam nadzieję, że operacja odbędzie się jak najszybciej. Jestem dobrej myśli. Na szczęście moje pozytywne myślenie ma się całkiem dobrze ;-). Intencje płyną 🙂 Pod koniec roku zaczęłam moją przygodę z morsowaniem. Byłam w wodzie trzy razy. Ostatnim razem weszłam i wyszłam, był mróz -8 i moje osłabione ciało powiedziało dość ;-).

Jestem przeogromnie wdzięczna za to, że mam wokół siebie ludzi, na których mogę liczyć… Rodzina, przyjaciele, znajomi pisali bez przerwy oferując pomoc jaka tylko byłaby potrzebna… Palenie w piecu (Maciek w Warszawie na szkoleniu do swojej nowej pracy), zakupy, leki, obiady, Finka, transport ze szpitala, umówienie błyskawicznej wizyty do lekarza, do którego nie jest tak łatwo się dostać…. Wystarczyło poprosić… Nikt nie odmówił pomocy…

A w międzyczasie, w weekend, kiedy byłam jeszcze w szpitalu, wprowadziła się na dół lokatorka z córką. Razem z Maćkiem ogarnęli cały dół, sprzątnęli rzeczy, które zostawił brat. Jedyną negatywną rzeczą, jaką widzę, to to, że Finka po moim przyjściu ze szpitala najwidoczniej się na mnie obraziła i spędza teraz większość czasu na dole … Nawet ze spaniem się przeniosła … Ciekawe co zrobi dzisiaj, kiedy Maciek przyjedzie do domu na weekend.

I did it… !!!

Święta upłynęły w spokojnej i rodzinnej atmosferze. A po świętach… Do tej pory nie mogę uwierzyć, że to zrobiłam, ale mam dowód 😉 Weszłam z intencją… Moja ostatnia bez morsowania spełniła się w ciągu 2 miesiecy, więc zobaczymy teraz 😉 … Tak.. tak… wokół mnie pływają kawałki lodu :-))

Idą święta… :-)

Ostatni dzień zwolnienia… czuję się już dobrze… Z przyjemnością w poniedziałek wrócę do pracy… W weekend ciąg dalszy porządków, w planie pieczenie pierniczków i może …. mydło… ? 🙂

Finka w poprzednim wcieleniu chyba była kotem, bo z uporem próbuje zdjąć ozdoby i wsadza nos w doniczkę 🙂

Chora, ale na chodzie ;-)

Od 4 dni na zwolnieniu. Kaszel i ogromne osłabienie… Zejście po schodach skutkuje zadyszką… Mam nadzieję, że do poniedziałku odzyskam siły i że to nie ten wirus tylko zwykła grypa… Te pierwsze dni przeleżałam. Na szczęście Maciek ogarnia piec i obiady 🙂 Jego bezrobotność ma swoje plusy 😉 Na szczęście jest już po rozmowie kwalifikacyjnej i niedługo znów nadejdą zmiany 🙂 Ale zmiany są dobre 🙂

Tak więc dziś wstałam i postanowiłam zrobić kolejne mydło 🙂

Mydło 66: olej z dyni, olej z pestek winogron, olej kokosowy, olej rycynowy, olej palmowy, na occie jabłkowym własnej roboty i wodzie z ryżu ;-). Do tego łyżka miodu, o.e. may chang, posiekane resztki mydeł i kulki z mydłoliny, które zostały mi jeszcze z niedawnych warsztatów z Milą. Jak wlewałam wyglądało jak czekolada z bakaliami 🙂 Zobaczymy jutro, jak pokroję 🙂